Po 12-letniej przerwie Peja powraca w trasę ze Slums Attack! Tym razem w wielu miastach Polski Peja wraz ze Slums Attack zagra prezentując nowy materiał, ale i dobrze znane numery. Przeczytaj wywiad, którego artysta udzielił specjalnie dla Stage24.
Jesteś obecnie w trasie, której przystanki rozrzucone są po całej Polsce. Pod koniec 2024 odwiedziłeś kilka miast. Pod względem koncertowym to dla Ciebie dobry czas?
Tak. Całkiem niezły. Pokłosiem wielu wydanych płyt w latach 2018-2023 jest znaczna ilość koncertów, których z roku na rok nie ubywa. Często sam muszę obcinać je do zdrowych limitów w taki sposób aby nie wkradała się rutyna i zmęczenie, które w uproszczeniu mentalnie sprowadziłoby granie do przykrego zobowiązania.
Spotkania z ludźmi na żywo Cię napędzają? Czy może wolisz pracę w studiu?
To zależy od tzw. dyspozycji dnia. Jeśli mamy z tego fun, jest dobra energia a publiczność jest naprawdę kumata i komunikatywna, chętnie zostajemy z nimi na dłużej zarówno na scenie jak i po skończonej sztuce. Jeśli zagraliśmy tak dobrze, że oprócz naszych odczuć pokrywa się to z reakcją publiki potrafimy dać z siebie naprawdę dużo, bo rzeczywiście nas to nakręca. Jeśli natomiast trafiamy na stypę, której nie jesteśmy w stanie w żaden sposób przekształcić w coś wiążącego to nie robimy sobie z tego powodu wyrzutów. Na szczęście rzadko trafiamy na „drewno”. Inna sprawa, że trudne audytorium traktujemy jako ambicjonalne wyzwanie. Czasem bywało, że rozkręcali się na dobre pod koniec koncertu, choć mówiłem w trakcie, że jeśli tak się stanie to nie będzie nasza wina, bo czas minął (śmiech). Praca w studiu ma zupełnie inny wymiar, inny rodzaj skupienia. Jest mniej chaosu, więcej rzeczy mam pod kontrolą i w każdej chwili mogę też przerwać proces twórczy. Na scenie tego nie zrobię. Muszę trwać i kontynuować choćby nie wiem co. Nie zejdę ze sceny tylko dlatego, że boli mnie głowa albo odczuwam trudy podróży.
Ile osób liczy Twoja ekipa koncertowa?
Stały skład to między 4-6 osób. Ale czasem rozbudowujemy to do dziesięciu. Wiadomo, że jeśli gramy w Poznaniu i okolicach wtedy skład jest jakby niewiarygodnie poszerzony z racji ziomalstwa, które nas otacza (śmiech). W tę podstawę wliczam osoby występujące plus ludzi, którzy dbają o to by nas na miejsce dostarczyć i pomóc zorganizować najpotrzebniejsze rzeczy przed wejściem na scenę. Czasem jest to ciepły napój, marker do zrobienia rozpiski czy choćby tabletki na gardło. Rolę roadie’ch nieoficjalnie pełnią zaufani ludzie, którzy w całym tym zamieszaniu pamiętają aby pozbierać twoje ciuchy ze sceny kiedy już Cię tam nie ma, dopilnują by cały sprzęt wrócił z nami do garderoby, a gdy trzeba przekażą kolejne ustalenia organizatorom np. w kwestii spotkania z fanami po krótkiej przerwie, gdy idziemy chwile odsapnąć.
Organizacja trasy to dla Ciebie duże przedsięwzięcie? Czy ktoś Ci w tym pomaga, czy raczej większość rzeczy ogarniasz sam?
Przez lata przywykłem, że koordynuję całość. Nigdy nie miałem stricte managera koncertowego ani kogoś kto w moim imieniu negocjowałby warunki umów wydawniczych czy organizował mi artystyczne życie. Przez pewien czas była osoba, która podrzucała mi dodatkowe koncerty i w ten sposób uzupełniałem „okienka”. Dziś ta osoba ma prężnie działającą agencję koncertową, więc wspólnie na jakimś etapie sobie pomogliśmy. Przez pewien czas bookingiem zajmowała się moja żona i równie dobrze wspominam ten czas. Kilka lat temu miałem też asystenta, a wcześniej asystentkę. Niestety mój problem, jeśli można tak to nazwać polega na tym, że mam potrzebę kontroli wszystkich tych zawodowych spraw, więc przez lata nie wyrobiłem zdolności zlecania czy przekazywania różnych działań innym osobom. Na dłuższą metę było to niemożliwe głównie z tego powodu, że te osoby musiały wszystko ze mną konsultować, co w mojej opinii trwało dłużej niż gdybym zajął się tym sam. A przecież nie jestem już młodzieniaszkiem, więc czas jest dla mnie kluczowy. Peja jest trochę jakby firmą i marką. Wychodzi na to, że odpowiadam za promocję mojej muzyki, koncertów, za booking, social media i te wszystkie inne dodatki jak prowadzenie kalendarza imprez, mailing i te słodkie pierdu pierdu przez telefon (śmiech). Od 15 lat mam też wytwórnię, w ramach której wydaję własne nagrania samodzielnie koncentrując wysiłki jako producent wykonawczy. Na stałe współpracując z firmą dystrybucyjną oraz danymi artystami: producentami, grafikiem i ludźmi, których zapraszam na moje muzyczne projekty. Czyli w zasadzie odpowiadam też za kontakt z innymi artystami co akurat nie jest trudne, bo w większości przypadków ludzie, z którymi współpracuję są mi znani lepiej lub mniej. W zasadzie na brak zajęć nie narzekam (śmiech).
Który z utworów wykonywanych przez Ciebie na koncertach ma największą siłę oddziaływania na publiczność?
To zależy jaka publiczność jest danego dnia. Jeśli to koncert plenerowy z okazji dni miasta czy jakieś wakacyjne granie ludzie będą oczekiwać klasyki w stylu “Jest jedna rzecz” czy choćby (z całą pewnością) “Głucha Noc”. Jeśli gramy regularną trasę dla wieloletnich fanów to potraktują z podobnym entuzjazmem zarówno stare ograne numery, jak i nowości ze świeżo wydanego krążka, na który czekali długie miesiące. Niezmiennie duże emocje wywołują crossy z Glacą: “Pozwól mi żyć” i “Jeden taki dzień”. Ograniczamy się do 2-3 kawałków a prawda jest taka, że wspólnych utworów spokojnie starczyłoby na 45 minutowy set. Ludzie wciąż poszukują prawdy i emocji w muzyce. Granie na żywo często dostarcza im obie te rzeczy.
Wielu raperów korzysta obecnie z ułatwień technologicznych, jakie daje np. stosowanie Autotune’a podczas koncertów. Myślę, że Twoi fani są ciekawi tego jaki Ty masz do tego stosunek?
Moi fani bardzo dobrze znają mój stosunek do autotune’a. Jest to instrument jak każdy inny i przy umiejętnym wykorzystaniu go można robić świetne rzeczy. Podziwiam w pewnym sensie młodzież, która potrafi obsługiwać to również podczas wykonań scenicznych. Jeśli nie grają z playbacku, a do tego dokładają tune wychodzi dobra zabawa. Jestem zdania, że jeśli w nagraniach dany wykonawca używa autotune’a powinien też wiernie odwzorowywać to na scenie za pomocą tego urządzenia. Tune obecnie jest już elementem nagranej wokalizy. Tylko klasyczni wykonawcy rapu nie dodają go w nagraniach. Nowa szkoła zza Oceanu wyznaczyła lata temu tego typu kanon i ja z tym nie walczę. Kiedy jestem w klubie, na wakacjach pod palmą to w tle zawsze pitoli z głośniczka jakiś „wyjec” lub „płaczek” jak zdarza mi się ich określać (no offence) i to mi akurat pasuje. Nie oczekuję, że w dzisiejszych klubach kuso ubrane młode dziewczyny będą kręcić biodrami do klasyki z lat 90 -siątych. Te czasy już przeżyłem i cieszę się, że były moje.
Myślałeś kiedyś o tym, żeby nagrać coś z użyciem tego efektu wokalnego? Sprawdzałeś w studiu jak Twój głos zachowuje się z tune’m?
Nie myślałem. Nie mam takiej potrzeby. Choć w jednym z utworów gdzie udzieliłem się gościnnie producent podrasował jeden mój wokalny bridge jedną z tego typu wtyczek i nie miałem z tym problemu. Poza tym współpracowałem już z wykonawcami, którzy na co dzień używają autotune’a i w takiej formule gościli oni na moich albumach, co jednoznacznie świadczy o tym, iż nie jestem tego przeciwnikiem. Ludzie często uważają autotune’owców z a beztalencia, które próbują dzięki temu zamaskować swoje braki. Ciężko się z tym nie zgodzić, jest sporo na potwierdzenie tej tezy. Jednak wysoko krzywdzącym byłoby wrzucanie do tego samego worka ludzi wszechstronnie uzdolnionych, którzy dzięki tym ozdobnikom tworzą nową jakość. BTW: Pionier sztuki autotune’a (T-Pain) potrafi świetnie śpiewać na żywo bez żadnych technologicznych podpórek.
Skoro już wspomnieliśmy o innych raperach – ciekawi mnie jakie jest top 3 polskiego oraz zagranicznego rapu według Peji.
Trudno mi wymieniać topki, ponieważ u mnie wykracza to poza minimalną ilość i najczęściej wychodzi z tego TOP 100 jeśli chodzi o zagranicę (śmiech).
Z Polski to głównie podziemie np: Konrad Brzos. PiH mimo upływu lat nadal rzuca wciąż świetne linijki. Z poznańskiego podwórka będzie to Kobra, który sporadycznie udziela się z gościnkami ale jak już rzuci to jest to po prostu mocarne.
Jest obecnie na polskiej scenie muzycznej ktoś taki, z kim nagrałbyś wspólny album w typowej kolaboracji 50/50?
Było nawet kilka pomysłów na taki album. Ale nigdy nic z tego nie wyszło. Chyba nie potrafię w ten sposób pracować choć marzy mi się album może nie super grupy ale kolektyw dobrych ziomków związanych ze mną, taka nasza, lokalna Richtown Orkiestra.
A jeśli chodzi o zagranicznych artystów? Czy jest ktoś, kto Cię inspiruje i znajduje się na Twojej liście wymarzonych featów?
Wymarzone featy mam już chyba za sobą, bo współpraca z AZ wieloletnim partner in crime NAS’a absolutnego technika/liryka to moim zdaniem najwyższa półka. Mógłbym tu wymienić jeszcze Jeru, Onyx, Masta Ace czy Big Shuge’a, więc trochę tego już było. Ale oczywiście sam Nas, Raekwon czy choćby ekipa The LOX, tego typu współprace byłyby przysłowiową wisienką na torcie.
Czego ostatnio słucha Rychu Peja dla przyjemności?
Tego co czasem podlinkuje ktoś ze znajomych, bo to dziś znacznie ułatwia ale i oczywiście nadal samodzielnie digguję’ muzę i cieszę się nią. Nie jaram się ułożonymi playlistami na platformach streamingowych, bo jak dobrze wiadomo są one skrojone pod masowego odbiorcę. Staram się tracić czas wyłącznie na wartościowe w mojej opinii rzeczy. Tym samym wracam często do starych graczy, których renoma nigdy nie pozwala im na znaczne obniżenie lotów.
Masz jakiś kawałek, który cyklicznie powtarza się na Twoich słuchawkach i poleciłbyś go swoim słuchaczom?
Jest ich zbyt wiele. Ale jeśli wpadam na Shook Ones Pt. II to nigdy nie skipuję i oglądam/słucham jak pojebany od deski do deski. To samo kiedy na odsłuchu jest Jadakiss lub Fabolous czy choćby stare jak i nowe rzeczy od Wu Tang.
Na koniec już… Zdradzisz nam wszystkim jaki był rok 2024 dla Peji oraz czy planujesz zaskoczyć nas czymś w 2025?
Był to rok pracowity. Rok, który nauczył mnie jeszcze więcej cierpliwości i pokory. Rok, w którym nagrywałem przez 10 miesięcy jeden, a nie 3 albumy co było dla mnie ostatnimi czasy novum. Było dużo fajnych koncertów, dokładnie takich jak sobie wymarzyłem. Dogrywkowa seria XXXL w ramach obchodów 30 lecia SU w Poznaniu, Warszawie, Wrocławiu czy choćby Rzeszowie miały niesamowitą moc i klimat. Jeśli chodzi o 2025 to na pewno powstanie nowa muzyka, bo bez tego nie wyobrażam sobie mojej egzystencji. Najważniejsze, żeby czerpać z tego fun i nabierać mocy plus doświadczenie. Jeśli poczuje się zmęczony to po prostu zacznę robić dłuższe przerwy ale to chyba jeszcze nie jest ten czas (śmiech). Pozdrawiam.
Wpadnij na koncert Peji w ramach trasy Slums Attack! Bilety na najbliższy przystanek znajdziesz tutaj